Sezon 2022 był poświęcony pszczołom, taki był plan od samego początku. Miałam dużo pracy w terenie, wolny czas też w dużej mierze spędzałam na gonieniu tych owadów. Udało mi się spotkać parę gatunków, których do tej pory nie widziałam, w tym takich, które bardzo chciałam zobaczyć. Teraz, kiedy zrobiło się chłodniej i już nie będę chodzić w teren, przedstawię Wam spotkane przeze mnie pszczoły i opowiem o tych spotkaniach.
Spotkanie z makatką wełnistą (Anthidium punctatum) należało do tych niespodziewanych. Po prostu poszłam „na pszczoły”, bez szczególnego celu, tylko żeby zobaczyć, co akurat lata. Często robię sobie takie bliższe i dalsze (zwykle bliższe) wycieczki. Tego dnia wybrałam stary wapienny kamieniołom. Już po przyjściu w to miejsce wiedziałam, że będzie ciekawie. Same widoki rozciągające się z góry były przepiękne i nawet dla nich warto było przyjechać, ale pszczoły również dopisały. Nie dziwię im się, bo kwitł żmijowiec, komonice i inne rośliny z rodziny bobowatych… długo by wymieniać. Do jednej z tych roślin bobowatych w pewnym momencie przyleciała mała, czarno-żółta (a może bardziej, jak widać na zdjęciu, czarno-biała) pszczółka. Od razu zwróciłam na nią uwagę, bo takiej jeszcze do tej pory nie widziałam. Nie jest łatwo złapać pszczołę, szczególnie samca – samiczki zwykle zatrzymują się choć na chwilę na kwiatach, żeby zebrać pyłek albo nektar, ale samce potrafią krążyć dłuższy czas bez zatrzymywania – w końcu nie zbierają pokarmu dla swoich dzieci i jedyne czego potrzebują, to łyk „paliwa” od czasu do czasu. W każdym razie, w końcu się udało. Szybkie oznaczanie z klucza w terenie – był to akurat na tyle wdzięczny gatunek, że dało się go w ten sposób oznaczyć na żywo, z użyciem małej kieszonkowej lupki – i zwierzak odlatywał z mojej ręki już jako rozpoznana makatka wełnista.

Kiedy identyfikacja już została dokonana, chciałam wejść na kolejny poziom wtajemniczenia i zrobić moim gwiazdom zdjęcia w naturze, bo jednak wkurzona pszczoła trzymana w łapie to nie jest coś, czym chciałabym się specjalnie chwalić – chociaż do celów dokumentacyjnych czasami jest to najlepsza lub nawet jedyna możliwość w danych warunkach (np. kiedy złapana pszczoła po wypuszczeniu odleci w siną dal i już nie wróci). Okazało się, że samice są niemal równie nieuchwytne jak samce. Zresztą, możecie się przekonać sami – to są najlepsze zdjęcia, które udało mi się zrobić…


Jak zwykle fajny tekst, coż jak dociągnę do przyszłego sezonu też poszukam, mam taki jeden kamieniołom 😉
pozdr
ps. czy sa jakies dostepne przewodniki (oprócz Błonkówek – Bellmann Heiko) do rozpoznawania pszczół, ja natknąłem się na kiedys na pdf Instytutu Sadownictwa